Będzie znowu nietypowo. A to z racji paru praktycznych informacji
które chcemy wam przekazać ( a których zamieszczenie na naszym blogu nie było
planowane). Temat postanowiłam poruszyć, ponieważ średnio 3 osoby dziennie
pytaj się mnie „A jak to się tak da latać z rowerem samolotem. To pewnie
drogie” . Ano da się latać – i to muszę przyznać, że nawet całkiem
bezproblemowo – a przyjemność ta często nie kosztuje nic.
Zaczniemy od takiej prostej rzeczy – po kiego diabła
właściwie brać ze sobą taki kawał żelastwa? Ciężki, nieporęczny…na miejscu też można wypożyczyć.
Można. Pewnie, że można. Powiem więcej – w Azji nawet można było rower zakupić.
I być może jest to pomysł, pod warunkiem, że jesteś w stanie pogodzić się ze
sprzętem nie do końca dopasowanym. Np. moje wybieranie roweru szosowego trwało
około miesiąc. I to nie chodzi o wybór modelu, ale również jego późniejsze
dopasowywanie, skracanie, wydłużanie itd.
Nam zdarzyło się raz, na naszą
pierwszą dłuższą wyprawę, pojechać bez rowerów. Było to podczas zwiedzania
naszej nowej ojczyzny, a właściwie jej 17stego Bundeslandu, czyli Majorki.
Podczas kolejnego wjazdu pod górę ze skrzypiącym bagażnikiem i niedziałającymi
przerzutkami stwierdziliśmy zgodnie, że jest to ostatni raz (całość dopełniały
moje radosne okrzyki i kopanie maszyny oraz sakwy z całą jej zawartością). I tu
pewnie chcecie wtrącić – przecież można wypożyczyć dobry rower. Można. Pewnie,
że można. Przykładowy cennik szosówki na Majorce za dzień to około 30 Euro. I
tak, jest to dobry, dopasowany do klienta rower. Pytanie tylko, czy się to
opłaca…
![]() |
Phnom Penh. Zainteresowanie rowerami przerosło nasze oczekiwania |
A po ile?
Skoro już o pieniądzach mowa to postaram się zaraz
odpowiedzieć na nasuwające się pytanie, które chyba każdy by teraz zadał – To
ile to kosztuje?! Tak…odpowiedź nie jest niestety prosta, a mianowicie – to
zależy. Zależy oczywiście od linii lotniczych (i pośrednio od ciężaru roweru i
bagażu). Różnice pomiędzy liniami są tak
ogromne, że nie ma co się rozpisywać. Przed kupnem biletu musisz to po prostu
sam sprawdzić. Istnieje jednak kilka prosty dotyczących wszystkich linii. I
tak:
1.Przeczytaj co najmniej 3 razy warunki przewozu roweru.
Jeśli cokolwiek jest niejasne – zadzwoń na infolinię. I to nawet ze 2 razy. A
zapewne i tak uzyskasz za każdym razem inną odpowiedź.
2. Część linii
lotniczych przewozi rowery za darmo. I to jest och całkiem sporo (przynajmniej
3, bo trzema różnych liniami lecieliśmy teraz do Kambodży, za 4 kółka nie
płacąc nic). I tu trzeba zwrócić uwagę na wagę przewożonego roweru i jego
rozmiar oraz takie zasady jak np. czy oprócz roweru mogę przewieźć za darmo
swój bagaż „normalny”.
3. Jeśli musisz za rower zapłacić dodatkowo – pamiętaj, że
opłata nie jest jednorazowa. Płacimy za ODCINEK, czyli np. jeśli lecimy z dwukrotną
przesiadką, to musimy to musimy też trzykrotnie zapłacić daną cenę (chyba, że
pani na lotnisku się pomyli i policzy tyko raz, co znamy z własnych
doświadczeń)
4. Rower trzeba oddać w specjalnych miejscu na lotnisku dla
bagaży niestandardowych – zastanów się, czy jesteś w stanie sam go tam dowieźć/dodźwigać/dociągnąć.
Gruzja. Do naprawy każde miejsce jest dobre... |
Rower musisz w 99% linii lotniczych przed wyjazdem
przygotować. Standardowo trzeba odkręcić koła i pedały oraz skręcić kierownicę.
Jeśli nie masz roweru rozmiaru S, jak wszystkie moje, to żeby go zapakować
musisz też odkręcić siodełko. KONIECZNIE trzeba też spuścić powietrze z opon.
Zmiany ciśnienia mogą je inaczej rozsadzić (o tym, jak to działa przekonaliśmy
się kiedyś lecąc z położonej na poziomie
morza stolicy Peru, do Cusco na ponad 3000 m, po którym to locie mieliśmy w
kosmetyczce maź stworzoną z wszystkiego, co tam się znajdowało i wypłynęło). Z
naszych doświadczeń z Kambodży warto tez odkręcić hak do przerzutki. Chociaż z
drugiej strony przejazd przez Phnom Penh tuk-tukiem wraz rowerem w celu jego
naprawy był ciekawym doświadczeniem zarówno dla nas jak i pana kierowcy.
Rower
trzeba zapakować do kartonu (można takowy kupić w sklepie lub poprosić w
sklepie rowerowym), ale my korzystamy obecnie z miękkich sakw. Są praktyczne,
dużo łatwiejsze w transporcie na lotnisku , gdyż część z nich posiada małe kółka
i można też do nich dopakować trochę innego bagażu. Może też zakupić usztywnianą walizkę na rower,
ale przyznaję, że mają one ceny zaporowe, a poza tym bardzo często są
przeznaczone tylko do jednego „podgatunku” rowerów, co dla nas jest opcją mało
praktyczną.
![]() |
Berlin Tegel. W oczekiwaniu na odlot ( i lotnisko Berlin Brandenburg...) |
Brać, nie brać,
wypożyczyć…
Jest też kilka sytuacji, w których ja (osobiście) roweru bym
nie zabrała. Wydadzą się wam pewnie oczywiste, ale jednak…warte
przeanalizowania przed planowana podróżą
1.NIE BIERZ ROWERU, jeśli nie potrafisz swojego sprzętu sam
naprawić. I nie chodzi tylko o zmianę dętki. Z rowerem stać się może dużo, a
jeśli będziesz miał pecha, to następny „serwis” będzie oddalony o kilka dni drogi.
Rower musisz też umieć sam rozkręcić przed podróżą i złożyć go na miejscu. Poza
tym minimum to wymiana hamulców i ich regulacja. Trzeba też zabrać ze sobą
sprzęt, którym to wszystko zrobimy (najlepiej oczywiście jak najmniejszy).
2.NIE BIERZ ROWERU, jeśli na szlaku twojej wyprawy nie
znajduje się rezerwowa forma transportu ( która zabierze rzecz jasna także rzeczony
rower). Jeśli sprzęt (lub ty sam) popsuje się na tyle, że nie da rady się nim
poruszać lub stanie się coś tobie, musisz mieć plan B. Z góry ustalony. Pociąg,
łódka, autobus, często uczęszczana droga, na której można złapać stopa.
Pamiętajcie, że nie zawsze udaje się zrealizować zamierzony plan. My z
alternatywy korzystaliśmy już często (tutaj mała rada – po odkręceniu koła
rower mieści się w większości bagażników samochodów klasy wyżej niż kompakt).
3.NIE BIERZ ROWERU, jeśli nie masz odpowiedniego sprzętu
dodatkowego – myślę tu o sakwach (musisz je też przewieźć samolotem i
ograniczyć tak swój bagaż, aby się w nie zmieścić!), wszystkim do naprawy i
czymś, w co rower można włożyć (karton, torba itd.), o czym mowa była już
powyżej.
4. NIE BIERZ ROWERU, jeśli planujesz przylot w inne miejsce
niż odlot. A przynajmniej nie za pierwszym razem. Pamiętaj, że lecisz z
kartonem i paroma żelastwami do skręcania. A to musiałbyś ze sobą zabrać lub
ewentualnie zdobyć karton na miejscu. Rzecz do zrobienia, ale nie wiem, czy by
mi się chciało.
Armenia. Niestety, nie zawsze da się jechać... |
Słowo otuchy na
koniec
Wszystkim zastanawiającym się nad taka aktywną formą
spędzenia czasu chcę dać tylko jedną radę – pamiętajcie, że rower jest czymś
niesamowitym. Stajecie się w 100% mobilni i zobaczycie rzeczy i miejsca, do
których byście nie dotarli, jadąc samochodem lub podróżując autobusem.
Zobaczycie więc może trochę mniej, ale jednak zdecydowanie głębiej poznacie kulturę danego kraju! Rower bardzo
szybko przełamuje bariery i jeśli „lokalsi” zobaczą, że jacyś idioci zwiedzają ich kraj na rowerach to od razu
zdobędziecie ich serca i to WY staniecie się atrakcją turystyczną, z którą
każdy chce mieć zrobione zdjęcie. Nie spotkałam się z brakiem serdeczności
wobec turystów rowerowych i to bez względu, czy jedziemy przed Polskę, Niemcy,
Europę czy Azję. A więc – szykujcie pompki, sakwy i do dzieła!
Tekst: Ewa
Zdjęcia: Kornel i Ewa
Dzięki, dzięki, dzięki! Zawsze mnie to zastanawiało, a teraz wydaje się być możliwe!
OdpowiedzUsuńPodróż na takich 4 kółkach to moje marzenie
OdpowiedzUsuńZawsze w podróż zabieram własny rower. Nie lubię tych wypożyczonych (zawsze miałam z nimi przykre historie)
OdpowiedzUsuńTeż mam takie marzenie, rowerem przez Azję :)
OdpowiedzUsuń