wtorek, 18 marca 2014

Na miejsce skarpetek – startujemy!



Kochani,

Założyliśmy tego bloga, bo chcemy podzielić się z Wami naszą radością podróżowania. To radość czasem trudna, wręcz przygnębiająca, ale nieustannie fascynująca. 

To nie będzie jednak klasyczny dziennik, katalog zabytków, czy pomnik próżności*. My zapraszamy Was, byście usiedli z nami na brzegu kanału w Hoi An i podyskutowali z nami na temat dzisiejszej ekonomii. 

Przyjdźcie do nas i zapalcie szisze z pół-Holendrem pół-Beduinem, który rozmawia ze swoim arabskim przyjacielem na temat religii. 
Poczujcie się jak konkwistadorzy, obserwując ptaki przy Czarcim Gardle na pograniczu argentyńsko-brazylijskim, jednocześnie zastanawiając się nad ustrojem słynnych misji.
Albo, jak w najbliższych dniach będzie nam to dane, zobaczcie świat oczami Orwella w Birmie.
Proponujemy Wam, więc nie podróż w głąb nieznanych krain, ale w samych siebie. W literaturę, w sztukę, w piękno. Proponujemy Wam myśli „na miejsce skarpetek”.

Pewnie byście nie zapytali, ale najpierw opowiemy Wam i tak, jak z nazwą tego bloga było.
Z racji mojego (Kornela) zapominalstwa, zawsze czytam Ewie listę do spakowania. Daje mi to złudne poczucie kontroli nad tym, co się stanie podczas podróży, czuję się przez to bezpieczny i przygotowany na wszystko. Przy tej okazji moja Ukochana często nie szczędzi mi słów krytyki. Tak było i tym razem, kiedy usłyszała, że mam zamiar zabrać 5 par skarpetek do Birmy. Po krótkim, acz oratoryjnie pięknym i cudownie sarkastycznym komentarzu postanowiłem liczbę tą zredukować do trzech, jednocześnie zwiększając ilość innej części męskiej bielizny do 9. A na pytanie mojej kompletnie zszokowanej małżonki, dlaczego tak, odparłem bezczelnie – no bo mam miejsce po skarpetkach.

Ostatecznie zamiast skarpetek poleciał z nami nasz Włoch, Terzani, w postaci książki „Listy przeciwko wojnie”. Zostawiliśmy coś zwykłego, codziennego i niepotrzebnego, zastępując to czymś innym, pięknym i mądrym. To samo, mamy nadzieję, zaprezentujemy Wam tutaj, dając możliwość pozbycia się kilku par skarpetek na miejsce naszych krótkich felietonów.

Tiziano nie przebijemy, choć mamy nadzieję, że patrzy na nas z chmurki numer siedem i nam trochę kibicuje.


Ewa i Kornel

Wiedeń – Bangkok - Yangon

*choć selfik** kiedyś na pewno się zdarzy. W imię zasad.

**Podobno polska nazwa to samojebka. Po międzymordziu jest to bezsprzecznie najlepsze tłumaczenie angielskiego wyrazu.