czwartek, 16 kwietnia 2015

Rowerowa lista przebojów, czyli jak dolecieć do Azji na dwóch skrzydłach i z dwoma kółkami






Będzie znowu nietypowo. A to z racji paru praktycznych informacji które chcemy wam przekazać ( a których zamieszczenie na naszym blogu nie było planowane). Temat postanowiłam poruszyć, ponieważ średnio 3 osoby dziennie pytaj się mnie „A jak to się tak da latać z rowerem samolotem. To pewnie drogie” . Ano da się latać – i to muszę przyznać, że nawet całkiem bezproblemowo – a przyjemność ta często nie kosztuje nic. 


Zaczniemy od takiej prostej rzeczy – po kiego diabła właściwie brać ze sobą taki kawał żelastwa? Ciężki,  nieporęczny…na miejscu też można wypożyczyć. Można. Pewnie, że można. Powiem więcej – w Azji nawet można było rower zakupić. I być może jest to pomysł, pod warunkiem, że jesteś w stanie pogodzić się ze sprzętem nie do końca dopasowanym. Np. moje wybieranie roweru szosowego trwało około miesiąc. I to nie chodzi o wybór modelu, ale również jego późniejsze dopasowywanie, skracanie, wydłużanie itd. 
Nam zdarzyło się raz, na naszą pierwszą dłuższą wyprawę, pojechać bez rowerów. Było to podczas zwiedzania naszej nowej ojczyzny, a właściwie jej 17stego Bundeslandu, czyli Majorki. Podczas kolejnego wjazdu pod górę ze skrzypiącym bagażnikiem i niedziałającymi przerzutkami stwierdziliśmy zgodnie, że jest to ostatni raz (całość dopełniały moje radosne okrzyki i kopanie maszyny oraz sakwy z całą jej zawartością). I tu pewnie chcecie wtrącić – przecież można wypożyczyć dobry rower. Można. Pewnie, że można. Przykładowy cennik szosówki na Majorce za dzień to około 30 Euro. I tak, jest to dobry, dopasowany do klienta rower. Pytanie tylko, czy się to opłaca…

Phnom Penh. Zainteresowanie rowerami przerosło nasze oczekiwania 


A po ile?

Skoro już o pieniądzach mowa to postaram się zaraz odpowiedzieć na nasuwające się pytanie, które chyba każdy by teraz zadał – To ile to kosztuje?! Tak…odpowiedź nie jest niestety prosta, a mianowicie – to zależy. Zależy oczywiście od linii lotniczych (i pośrednio od ciężaru roweru i bagażu).  Różnice pomiędzy liniami są tak ogromne, że nie ma co się rozpisywać. Przed kupnem biletu musisz to po prostu sam sprawdzić. Istnieje jednak kilka prosty dotyczących wszystkich linii. I tak:

1.Przeczytaj co najmniej 3 razy warunki przewozu roweru. Jeśli cokolwiek jest niejasne – zadzwoń na infolinię. I to nawet ze 2 razy. A zapewne i tak uzyskasz za każdym razem inną odpowiedź.

2.  Część linii lotniczych przewozi rowery za darmo. I to jest och całkiem sporo (przynajmniej 3, bo trzema różnych liniami lecieliśmy teraz do Kambodży, za 4 kółka nie płacąc nic). I tu trzeba zwrócić uwagę na wagę przewożonego roweru i jego rozmiar oraz takie zasady jak np. czy oprócz roweru mogę przewieźć za darmo swój bagaż „normalny”.

3. Jeśli musisz za rower zapłacić dodatkowo – pamiętaj, że opłata nie jest jednorazowa. Płacimy za ODCINEK, czyli np. jeśli lecimy z dwukrotną przesiadką, to musimy to musimy też trzykrotnie zapłacić daną cenę (chyba, że pani na lotnisku się pomyli i policzy tyko raz, co znamy z własnych doświadczeń)

4. Rower trzeba oddać w specjalnych miejscu na lotnisku dla bagaży niestandardowych – zastanów się, czy jesteś w stanie sam go tam dowieźć/dodźwigać/dociągnąć.

Gruzja. Do naprawy każde miejsce jest dobre...


Rower musisz w 99% linii lotniczych przed wyjazdem przygotować. Standardowo trzeba odkręcić koła i pedały oraz skręcić kierownicę. Jeśli nie masz roweru rozmiaru S, jak wszystkie moje, to żeby go zapakować musisz też odkręcić siodełko. KONIECZNIE trzeba też spuścić powietrze z opon. Zmiany ciśnienia mogą je inaczej rozsadzić (o tym, jak to działa przekonaliśmy się kiedyś lecąc z  położonej na poziomie morza stolicy Peru, do Cusco na ponad 3000 m, po którym to locie mieliśmy w kosmetyczce maź stworzoną z wszystkiego, co tam się znajdowało i wypłynęło). Z naszych doświadczeń z Kambodży warto tez odkręcić hak do przerzutki. Chociaż z drugiej strony przejazd przez Phnom Penh tuk-tukiem wraz rowerem w celu jego naprawy był ciekawym doświadczeniem zarówno dla nas jak i pana kierowcy. 
Rower trzeba zapakować do kartonu (można takowy kupić w sklepie lub poprosić w sklepie rowerowym), ale my korzystamy obecnie z miękkich sakw. Są praktyczne, dużo łatwiejsze w transporcie na lotnisku , gdyż część z nich posiada małe kółka i można też do nich dopakować trochę innego bagażu.  Może też zakupić usztywnianą walizkę na rower, ale przyznaję, że mają one ceny zaporowe, a poza tym bardzo często są przeznaczone tylko do jednego „podgatunku” rowerów, co dla nas jest opcją mało praktyczną.

Berlin Tegel. W oczekiwaniu na odlot ( i lotnisko Berlin Brandenburg...)


Brać, nie brać, wypożyczyć…

Jest też kilka sytuacji, w których ja (osobiście) roweru bym nie zabrała. Wydadzą się wam pewnie oczywiste, ale jednak…warte przeanalizowania przed planowana podróżą

1.NIE BIERZ ROWERU, jeśli nie potrafisz swojego sprzętu sam naprawić. I nie chodzi tylko o zmianę dętki. Z rowerem stać się może dużo, a jeśli będziesz miał pecha, to następny „serwis” będzie oddalony o kilka dni drogi. Rower musisz też umieć sam rozkręcić przed podróżą i złożyć go na miejscu. Poza tym minimum to wymiana hamulców i ich regulacja. Trzeba też zabrać ze sobą sprzęt, którym to wszystko zrobimy (najlepiej oczywiście jak najmniejszy).

2.NIE BIERZ ROWERU, jeśli na szlaku twojej wyprawy nie znajduje się rezerwowa forma transportu (  która zabierze rzecz jasna także rzeczony rower). Jeśli sprzęt (lub ty sam) popsuje się na tyle, że nie da rady się nim poruszać lub stanie się coś tobie, musisz mieć plan B. Z góry ustalony. Pociąg, łódka, autobus, często uczęszczana droga, na której można złapać stopa. Pamiętajcie, że nie zawsze udaje się zrealizować zamierzony plan. My z alternatywy korzystaliśmy już często (tutaj mała rada – po odkręceniu koła rower mieści się w większości bagażników samochodów klasy wyżej niż kompakt).

3.NIE BIERZ ROWERU, jeśli nie masz odpowiedniego sprzętu dodatkowego – myślę tu o sakwach (musisz je też przewieźć samolotem i ograniczyć tak swój bagaż, aby się w nie zmieścić!), wszystkim do naprawy i czymś, w co rower można włożyć (karton, torba itd.), o czym mowa była już powyżej.

4. NIE BIERZ ROWERU, jeśli planujesz przylot w inne miejsce niż odlot. A przynajmniej nie za pierwszym razem. Pamiętaj, że lecisz z kartonem i paroma żelastwami do skręcania. A to musiałbyś ze sobą zabrać lub ewentualnie zdobyć karton na miejscu. Rzecz do zrobienia, ale nie wiem, czy by mi się chciało.

Armenia. Niestety, nie zawsze da się jechać...


Słowo otuchy na koniec


Wszystkim zastanawiającym się nad taka aktywną formą spędzenia czasu chcę dać tylko jedną radę – pamiętajcie, że rower jest czymś niesamowitym. Stajecie się w 100% mobilni i zobaczycie rzeczy i miejsca, do których byście nie dotarli, jadąc samochodem lub podróżując autobusem. Zobaczycie więc może trochę mniej, ale jednak zdecydowanie głębiej  poznacie kulturę danego kraju! Rower bardzo szybko przełamuje bariery i jeśli „lokalsi” zobaczą, że jacyś idioci  zwiedzają ich kraj na rowerach to od razu zdobędziecie ich serca i to WY staniecie się atrakcją turystyczną, z którą każdy chce mieć zrobione zdjęcie. Nie spotkałam się z brakiem serdeczności wobec turystów rowerowych i to bez względu, czy jedziemy przed Polskę, Niemcy, Europę czy Azję. A więc – szykujcie pompki, sakwy i do dzieła!

Tekst: Ewa
Zdjęcia: Kornel i Ewa

4 komentarze:

  1. Dzięki, dzięki, dzięki! Zawsze mnie to zastanawiało, a teraz wydaje się być możliwe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podróż na takich 4 kółkach to moje marzenie

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze w podróż zabieram własny rower. Nie lubię tych wypożyczonych (zawsze miałam z nimi przykre historie)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam takie marzenie, rowerem przez Azję :)

    OdpowiedzUsuń