piątek, 3 kwietnia 2015

Militarna gwiazda rocka.




Honda Center, Anaheim, CA

Honda Center, Anaheim, CA. Ta tutejsza hala widowiskowa wypełniona po brzegi, tłum wiwatuje, owacja na stojąco. Ale nikt nie oklaskuje lokalnej drużyny hokejowej, moich ukochanych Kaczorów, którymi właśnie wycierają sobie lodowisko wredoty z Tampa Bay. Tym bardziej, że właśnie trwa telewizyjna przerwa na reklamy, takoż na lodowisku niewiele się dzieje.


Nie, my sobie stoimy i honorujemy pana sierżanta US Army, który jest na widowni. Właśnie nam powiedziano, że otrzymał medal honoru, co spowodowało na widowni wybuch histerii. Lód tym czasem zmienia się, dziś już chyba trzeci raz, w jedną wielką flagę USA.
Ja stoję również, no bo co mam robić? I klaszczę, ale aby zachować resztki asertywności powstrzymuje się od gwizdania, krzyczenia „way to go” i takich tam. Ja też mam swój honor. Muszę jednak przyznać, że przynajmniej w moim sektorze odszczepieńców, którzy niespecjalnie mają chęć dołączać się do wiwatów, jest wcale niemało. 

W czym tkwi mój problem? Ja wierzę, że rzeczony sierżant naprawdę jest osobą godną szacunku. Wiem, że to wcale nie jest proste znaleźć się na linii frontu i wypełnić swój obowiązek. Niezależnie od mojej oceny sensowności wojny, na której tenże człowiek mógł być, w pełni podziwiam i doceniam jego poświęcenie.

Problem decyzyjny w Anaheim - hokej, czy bejsbol?
Nie podziwiam i nie doceniam natomiast traktowania go jak gwizdy. Bo to automatycznie zmienia perspektywę patrzenia na wojnę jako taką – to już nie jest przerażająca, potworna konieczność, smutny obowiązek. Przed oczami stają nam niezliczone sceny z propagandowych filmów o dzielnych amerykańskich chłopcach, którzy z honorem biją się o wolność i demokracje. Przez tego typu działania staje się ona czymś pożądanym, oklaskiwanym, pięknym.

To niebezpieczna ścieżka, bo kiedy odejdziemy od fikcji i spojrzymy na prawdziwe doniesienia z frontu, nie usłyszymy ani chóralnych śpiewów, ani powiewających w tle flag. Tam jest tylko ból, krew i łzy. Po obu stronach, a przede wszystkim pomiędzy nimi.

Bo wojenka, moi drodzy, nie jest gwiazdą rocka.

Pociąg LA - San Diego. Tu na stacji, zgadliście, Anaheim.

3 komentarze:

  1. Bo nie jest tak na wojnie jak jest w żołnierskim śpiewie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo nie jest tak na wojnie jak jest w żołnierskim śpiewie...

    OdpowiedzUsuń