sobota, 19 kwietnia 2014

Nietypowo, bo smakowo




Temat faktycznie dość dziwny, bo nasz blog blogiem kulinarnym nie ma być, a mianowicie KAWA. Stwierdziłam jednak, że co kraj to kawa, a wiec pasuje! Ten bowiem napój jest czymś wyjątkowym i w wielu miejscach jego przyrządzanie jest niezwykłym rytuałem. A że my oboje jesteśmy wielbicielami dobrej kawy…




Birma – reklama Coffemix


Pomysł na artykuł przyszedł mi z Birmie, a to pewnie dlatego, że w kraju tym kawy nie ma. Naprawdę NIE MA. Bo to, co jest podawane kawą nazwać nie można, co najwyżej napojem kawopodobnym a nawet cappuccinopodobnym. Birmańczycy rozkochali się mianowicie w napoju o nazwie CoffeMix, będącej połączniem „kawy” z dodatkiem cykorii, „śmietanki” w proszku, a na dokładkę - cukru. Wszystko to szczelnie zapakowane w małej saszetce. Brrrr….. Co gorsza, kawę czarną dostać w sklepie właściwie się nie da i wszyscy niezwykle sympatyczni sprzedawcy patrzą na turystę dziwnie, że chce kupić coś innego. Radośnie drapią się wtedy w głowę wygrzebując coś „spod lady” i pytając naokoło czy może ktoś coś innego niż saszetki kiedyś widział. Ponoć Birmańczycy produkują i nawet hodują swoją własną kawę na północy kraju. Może po prostu rośnie od razu jako mieszanka…kto wie, muszę kiedyś to sprawdzić.

 Yangon – „soczkarnia”


Moim faworytem jest państwo położone niedaleko od wspomnianej Birmy, a mianowicie Wietnam. Tutaj po raz pierwszy odkryłam dobrodziejstwo robusty i przyznaję, że obecnie śmieję się trochę w duchu widząc jak większość firm umieszcza na opakowaniach napis „100% arabiki”. Naprawdę nie ma się czym chwalić! Otóż Wietnamczycy kawę piją zazwyczaj na zimno, choć nie tylko (pewnie w trakcie pory deszczowej). Parzą ją w specjalnych małych, metalowych „kubeczkach” i potem dodają parę kropel mleczka kokosowego. Przepyszne! Aromat świeżej kawy z kokosem. 

Taką kawę można znaleźć także na ulicy, Wietnamczycy bardzo chętnie siadają wieczorami na swoich malusich stołeczkach i raczą się tym trunkiem. Robusta jest gatunkiem kawy o najwyższej zawartości kofeiny, więc fantastycznie pobudza i dodaje kawie lekko gorzki aromat. Po powrocie do Europy szukaliśmy różnych mieszkanek z dodatkiem tego gatunku. Wyszło nam, że najlepszym połączeniem jest ok, 20-30% azjatyckiego wariantu dodanego do arabiki. Ale że każdy ma swój smak – spróbujcie sami.



Yangon – maszyna do produkcji soku z trzciny cukrowej

Prawdziwym rajem kawowym są tez wszystkie kraje arabskie i oczywiście Turcja. Tutaj parzenie kawy jest prawdziwym rytuałem i trochę to trwa. Dzięki temu od złożenia zamówienia na upragniony napój do momentu jego otrzymania można spokojnie rozegrać partyjkę tryktraka. Kawa podawana w tygielku, zaparzana z odrobina kardamonu i cukru do smaku. Zapach unosi się już z daleka. Jest też obowiązkowym dodatkiem do sziszy i backammona, więc możemy na ulicy znaleźć wiele wystawionych stolików, przy której godzinami siedzą starsi panowie, grając i paląc fajkę. I to jest prawdziwy klimat Arabii – oni się nigdzie nie spieszą. I kawa też oddaje ich sposób na życie, nawet ona nie może być zaparzana szybko i nie wyskakuje w kilka sekund z maszyny jak w ciągle gdzieś goniących krajach Europy.

Ponoć w dalekich krajach istnieje też tradycja, że z fusów, które zostają po wypiciu trunku można przepowiadać przyszłość. Moja koleżanka Turczynka kiedyś to na mnie próbowała. Na szczęście nic ciekawego nie zobaczyła. Może dobrze…



Inle Lake – panie produkujące papierosy ze świeżego tytoniu zawijanego w liście z tejże rośliny

Tekst: Ewa
Zdjęcia: Ewa i Kornel

1 komentarz: