Że życiem przypadek czasem tylko rządzi i nie ma co za
bardzo planować następnych wydarzeń przekonywaliśmy się już nie raz. Tak było z
wyjazdem z Polski, z podróżami, z naszym potem czy też zakupem roweru. I z
Birmą też. Bo to o niej mowa. Po godzinnej dyskusji (nazwę tę wymianę zdań tak
ładnie) nad półką z przewodnikami i nieco innym zdaniu na temat tego, gdzie
następny wyjazd ma się odbyć stwierdziłam, że biorę pierwszy z brzegu kolorowy
przewodnik i jeśli tam pory deszczowej nie ma to tam jedziemy. I na Birmę
padło.
O państwie tym słyszeliśmy w sumie niewiele. Kojarzyła się z
– a jakżeby inaczej - narkotykami, powoli rodzącą się szansą na demokrację oraz
z nagrodzona Pokojowią Nagrodą Nobla panią Aung San Suu Kyi. Dodatkowo mi
osobiście kraj ten przypominał przeczytaną ostatnio przeze mnie książkami
Tiziano Terzaniego, ulubionego pisarza, który wspominany i cytowany będzie
zapewne częściej.
Tytułem wprowadzenia: książka powiedział mi wróżbita
traktuje o tym, jak autor podróżuje po krainach Azji - i nie tylko – wszelakimi
możliwymi środkami transportu za wyjątkiem samolotu. Dlaczego? Otóż kilka lat
wcześniej pewien przepowiadacz przyszłości powiedział Panu Terzaniemu, że w
roku 1993 nie powinien latać, gdyż jest duże prawdopodobieństwo, iż zginie w
wypadku. Oczywiście, można się puknąć w czoło i stwierdzić, że większej bujdy
na resorach się nie słyszało, ale ów wróżbita powiedział coś jeszcze, co w
przeszłości autora naprawdę się wydarzyło i o czym ten wiedzieć nie mógł. O
czym mowa zdradzać nie będę, być może zachęcę tym kogoś do lektury. Książka
jest magiczna i niesamowita, pokazuje, jak można inaczej żyć i patrzeć na świat
i daje możliwość zastanowienia się, czy nasze materialistyczne rozumienie
świata ma sens i czy czegoś nam przypadkiem nie zabiera.
A że o podróżach a nie tylko książce ma być mowa, to
napomknę, że moim dużym marzeniem było, żeby podczas następnej podróży na Azji
do takiego wróżbity również się udać. Okazało się to prostsze niż myślałam. W
tych krajach ludzie naprawdę bardzo wierzą w to, co przepowiadacze przyszłości
im powiedzą, czasem nawet większych decyzji bez udania się do takich osób nie
chcą podjąć. Naiwne? Być może, ale w sumie nie różni się niczym od naszych
horoskopów i numerologii, a te czytamy przecież wszyscy, prawda? Zawsze mówimy,
że w to nie wierzymy, ale jak już ziarenko prawdy się znajdzie, najlepiej
korzystne dla nas, to wywołuje uśmiech na twarzy. Różnego rodzaju przesądów tez
u nas jest bez liku. I tak samo jak w horoskopach – niby nie wierzymy, ale
jednak coś nas trzyma przy tym, żeby się do nich stosować.
Pan wróżbita znalazł się na Moście w Amarapurze. Tzn.
wcześniej znalazło się wielu, ale żaden nie mówił po angielsku. Spisał datę
urodzin, dużo myślał, kreślił cos na kartce, gmerał w papierach i potem oglądał
moją dłoń prawą a potem lewą z każdej strony mrucząc coś pod nosem. Pewnie ciekawi jesteście, co mu wyszło?
Wszystkiego nie zdradzę, ale przede wszystkim stwierdził rzecz trudną do
odgadnięcia, a mianowicie, że będę dużo podróżowała ( a to ci zaskoczenie),
powiedział też, że spokojnie mogę to robić, bo żaden samolot, którym polecę nie
zleci a statek nie zatonie (uffff…już miała obraz podróżowania po świecie jak
Terzani, a przy mojej pracy nie ma czasu na podróż statkiem przez ocean, ani
pociągiem nad Bajkał.) Poradził mi również niezmienianie pracy w przeciągu
następnego roku (drogi Szefie, szkoda że nie znasz polskiego i nie możesz tego
przeczytać). Podczas samego procesu wróżenia zmaterializował się również znany
wam już z opowieści o mniachach z Amarapury Chińczyk z aparatem, a właściwie i
dwoma, z którego jeden miał obiektyw w długości przeciętnego makaronu w „zupce
chińskiej”, robiący mi zdjęcia z wielka zaciętością.
No właśnie - wierzyć,
nie wierzyć.. Chyba nie potrafimy zrozumieć ludzi z innej kultury innej
religii. To, jak oni żyją nie zasadza się na infantylności tylko na innym
spojrzeniu na świat. Każdy próbuje zrzucić odpowiedzialność za to, co się w
naszym życiu dzieje i tak – oni chodzą do magików, my korzystamy z pomocy
trenerów, całego sztabu psychologów, technik relaksacyjnych (które wywodzą się
z nie z czego innego jak medytacji). Mam czasem wrażenie, że przydałoby się
spojrzeć na świat trochę inaczej, spokojniej i uwierzyć w to, że nie wszystko
da się rzeczowo i naukowo wytłumaczyć. A o tym, jak zacząć trochę inaczej
myśleć możecie się dowiedzieć z książki „powiedział mi wróżbita” – ma miejsce
zamiast skarpetek na weekend albo urlop idealne!
tekst: Ewa
zdjęcia: Ewa/Kornel
tekst: Ewa
zdjęcia: Ewa/Kornel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz