poniedziałek, 17 listopada 2014

Na miejsce skarpetek prezentują – na miejsce pierogów




Ewa zjadła pierożkas (Iguazu, Argentyna)

Z racji kolejnego już niestety roku, w którym święto poznańskiego rogala muszę spędzać na emigracji, postanowiłam napisać o… cieście z nadzieniem. I to w kontekście nie Świętego Marcina i specjału sprzedawanego z tej okazji, ale pierogów i ich odmian, które to ciastem i nadzieniem różnią sią bardzo, w zależności, gdzie się je chce spożyć. 
Zaczniemy oczywiście od pierogów. Jest to dla mnie najbardziej deficytowy towar, bo są one w Niemczech dostępne są jedynie w polskich lub rosyjskich sklepach. W naszej zamrażarce zawsze jest więc kilka kilogramów i to przeróżnego rodzaju.
Przygotowując tą notkę przeczytałam, że w mojej nowej ojczyźnie jest jakaś odmiana nadziewanego ciasta ze szpinakiem, ale szczerze mówiąc nie spotkałam się z tym daniem (może nie ma go po prostu w Brandenburgii). 

Prekolumbijskie pierożkas, od indian Guarani (Iguazu, Argentyna)

„Nasze” pierogi można dostać też w Rosji pod znaną wam być może nazwą pielmieni lub na Ukrainie, gdzie nazywają się vareniki. Te, które ja jadłam, przypominają nasze, choć ponoć jest też bardzo popularna wersja smażona. W okolicznych krajach podaje się też inne wersje ciasta nadziewanego np. na Słowacji bryndzą, a na Węgrzech pastą derelye, czyli rodzajem dżemu jagodowego. Natomiast w żadnym innym kraju poza Polska nie spotkałam takiej gamy pierogów na słodko. 

Peruwiańskie pierożkas z cebulką - nie tak pyszne jak argentyńskie (Lima, Peru)

Ciekawą wariację można też spożyć na Kaukazie-w Gruzji zajadaliśmy się kołdunami, czyli ciasta nadziewanego mięsem wołowym lub też baraniną podsmażaną z cebulką. Co ciekawe, ta odmiana ma trochę inny kształt niż znane nam pierogi. Je się je ręką, a część, którą się chwytało wkładając potrawę do ust, można potem wyrzucić (jest też zresztą bardzo twarda).
I teraz w końcu przechodzimy do Ameryki Południowej. A tu mamy prawdziwy rarytas, czyli empanadas (przechrzczone przeze mnie na „pierożkas”). Pierożkas są zrobione z trochę innego ciasta niż nasze, bo jest to połączenie drożdżowego i kruchego, z zależności od regionu w różnych proporcjach. Często są podsmażane, a ich prawdziwym sekretem jest, jak można się domyślić nadzienie. I tu mamy prawdziwą poezję smaku, gdyż Latynosi pakują do środka kurczaka i wołowinę, a to wszystko z domieszką sera, cebuli, czerwonej fasolki, oczywiście w przeróżnych wariantach. Empanadas można kupić na ulicy, jako fast food, można zjeść w restauracji, jest to też potrawa możliwa do skonsumowania zarówno na ciepło jak in zimno. Jak się zapewne nietrudno domyślić, stała się naszym backpackerskim faworytem i była najczęściej wspominanym przeze mnie smakiem Ameryki*.
Skoro już o smakach Peru i nie tylko mowa, prezentuję kilka potraw i napojów z tego regionu. 

Popularniejsza niż Coca (Cola), (Lima, Peru)


Pisco Sour, czyli drink z surowym jajkiem (pychota!), (Lima, Peu)

Kornel zażera się czekoladowym ciastem, (Lima, Peru).
Bezczelny peruwiański kot w soczkarni, (Lima, Peru)
*Brak pierożkas – bądź ich nagły niedobór – wywołują u Ewy objawy odstawienia. Objawia się to zmiennością nastroju, poszukiwaniem argentyńsko-peruwiańskiej knajpki bądź (to najczęściej) kupnem biletów do Ameryki Południowej. Zostaliście ostrzeżeni!

tekst: Ewa
zdjęcia: Ewa/Kornel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz